Nasze rodzinne podróze

poniedziałek, 31 marca 2014

Rodzice dzieci niepelnosprawnych - krytyka.



Nie oglądam telewizji. Nie mam telewizora. Kurzył się tylko wiec go wywaliliśmy. Mieszkam w Londynie wiec jeśli czytam jakieś wiadomości to głównie te z UK. Czasami sobie fakty na TVN wlacze na laptopie, ale to tylko czasami. Zbyt duzo w nich złych wiadomości, a ja nie chce otaczać się negatywna energia.

Wczoraj w Anglii obchodziliśmy Dzień Matki. Ja obchodzę to piękne swieto dwa razy do roku, zgodnie z tradycja polska i angielska. Dzisiejszy post będzie o mamach. O mamach dzieci niepelnosprawnych. O rodzicach.

 Z FB dowiedziałam się o proteście rodziców dzieci niepelnosprawnch, jaki mial miejsce w Sejmie. Przeczytałam nagłówki, kolejny raz podziekowalam za zdrowe dziecko i za to, ze problem mnie nie dotyczy. 

Kilkakrotnie na różnych profilach (w tym telewizyjnej Superniani - Doroty Zawadzkiej) poczytałam więcej. Czytałam i nie wierzyłam. Jestem w totalnym szoku!


 Jestem zażenowana wypowiedziami niektórych osób, jakie przeczytałam w internecie. Nie jestem wstanie zrozumieć jak mozna krytykować rodziców dzieci, którzy walcza o ich dobro, o ich lepsza przyszlosc, w zasadzie powinnam napisać o ich normalna przyszlosc. Jak mozna krytykować kogoś kto walczy o to, co powinien miec zapewnione. Moze jestem totalna kretynka, ale nie rozumie tego!

Zara za miesiac skonczy 4 latka. Jest zdrowa, cudownie rozwijajaca się dziewczynka. Szpitale i lekarzy zna dzieki Bogu tylko z serialu, które razem z babcia oglada, gdy jestesmy w Polsce. Jest zafascynowana ich praca. Mowi, ze kiedys tez będzie lekarzem. Moje dziecko nie zna bólu. Nie boi się szpitali. Moze biegac, wspinac się po drabinkach, pluskac w wodzie. Ma przed soba cale zycie i wszystkie jego drzwi sa dla niej otwarte. Dziekuje za to Bogu kazdego dnia.

Gdy rosly jej zabki i miala 41C goraczki, której za nic w swiecie nie moglam obnizyc, odchodzilam od zmyslów. Tak bardzo chcialam jej pomóc, a nie moglam nic zrobić. Karetka zabrala nas do szpitala. Zostalismy przyjeci i kazano nam czekac, po 4 godzinach czekania, razem z mezem malo nie roznieslismy szpitala. Slyszeli nas wszyscy. Przyjeli nas w ciagu 5 minut. To byl tylko jeden dzien, jedna noc w zasadzie, ale pamietam ja do dzisiaj. Pamietam jak bardzo się balam o Zare. Miala wtedy roczek. Byla taka malenka i bezbronna. 

Gdyby mojej córce zagrazalo niebezpieczenstwo, gdybym musiala walczyc o lepsze zycie dla niej, gdybym musiala walczyc o jej zdrowie, zrobilabym absolutnie wszystko. WSZYSTKO!

JAK MOZNA KRYTYKOWAC RODZICÓW NIEPELNOSPRAWNYCH DZIECI ZA TO, ZE WALCZA O ICH LEPSZY LOS?

Prosza o wieksze pieniadze? I co w tym takiego dziwnego?! W dzisiejszych czasach pieniadze rzadza swiatem, nic bez nich nie zrobimy. Medycyna i lecznictwo to jeden wielki biznes. Kilkumiesieczne dzieci czekaja miesiacami na wizyte u kardiologa, miesiacami na wizyty u wszelkich specjalistów. Numerki koncza się na poczatku roku. "No chyba, ze Panstwo chcecie się umówic na prywatna wizyte."  Turnusy rehabilitacyjne kosztuja fortune. Tak nie powinno byc! To się w glowie nie miesci! To na to w pierwszej kolejnosci powinny isc nasze pieniadze, a nie na inne pierdoly, których listy nie zamierzam tutaj przytaczac, a która kazdy zna.

Na FB przeczytałam List otwarty Pani Katarzyny Wiesak. Za zgoda Pani Katarzyny publikuje go ponizej. Mam nadzieje, ze jak najwiecej osób go przeczyta.

"List otwarty, do oburzonych postawą rodziców dzieci niepełnosprawnych w Sejmie, rodaków mego kraju.

MY POTRZEBUJEMY WASZEGO WSPARCIA, WASZEJ OBECNOŚCI. I gwarantujemy, że gdy zły los dotknie również Wasze dzieci, otoczymy Was wsparciem, wiedzą, miłością i nauczymy Was żyć od nowa. Nie krytykujcie nas, nie oczerniajcie, nie wyśmiewajcie naszej waleczności.

Piszecie, że razi Was obecność dzieci, że tak biedne leżą, że są nie myte, że w tym czasie mogły by być na spacerze, w ZOO, że rodzice mogli skorzystać z hotelu przy sejmie a nie skorzystali, że są kartą przetargową itp.
1 - No to ja wam pragnę uświadomić, że niech Was to nie razi! Tysiące dzieci leży w domach miesiącami, latami, patrzą się w ścianę i sufit. Bo nie mogą sami wyjść na dwór, bo nie mają wózków aktywnych, bo mieszkają w bloku bez windy na 3 pietrze i nie ich kto znieść! Albo urodzili się w jakiejś chałupce na wsi i dookoła domu cały rok jest błoto i klepisko. I nikogo te dzieci nie obchodzą!!!! O tych dzieciach nie wiecie, bo o nich nikt nie wie. A te dzieci są i nie ma systemu, który by im pomógł - DOCIERA??? Wiele dzieci niepełnosprawnych leży latami na wyrku i spoko...

2 - Tysiące dzieci jest NIEMYTYCH TYGODNIAMI - i jakoś to Wam nie przeszkadza. Dzieci są obmywane na leżąco wacikami, gąbkami itp. No bo jak wykąpać dziecko gdy się nie ma siły przenieść Go z łóżka do wanny, gdy wanna nie jest dostosowana, gdy się mieszka w domu z ciasną maleńką łazieneczką, gdy w domu nie ma łazienki, albo nawet wody!!!! Jak wykąpać dziecko, jeśli samemu jest się chorym, niedołężnym, zmęczonym. Jak wykąpać dziecko jeśli mieszka się w mieszkaniu socjalnym z jedną zbiorczą łazienka na korytarzu? No proszę Was... Serio jesteście oburzeni tym, że jedna z mam nie myje w sejmie swojej córki? Tysiące dzieci jest niemytych bo nie mają warunków, nie mają dostosowanych łazienek, a rodzice nie mają siły dźwigać. DOCIERA???
Niemycie, niekapanie dużych dzieci N to częsta sprawa, szczególnie w domach gdzie rodzice sami nie umieją zorganizować kasy na łazienkę, odpowiednią wannę, podnośniki. A jak rodzice nie umieją - TO NIKT DZIECKU NIE POMOŻE I ŁAZIENKI NIE DOSTOSUJE - DOCIERA?

3 - Dlaczego w ogóle "te" dzieci tam są, w sejmie z matkami? Pytacie. To ja się Was pytam - a gdzie "te" dzieci mają być??? Same w domu? Nie rozumiecie że te matki proszą o pomoc dla tych dzieci - o asystentów, o opiekunów socjalnych, bo nie maja z kim dzieciaków zostawić. Po drugie śmiem twierdzić, że "te" dzieciaki maja w tym sejmie przygodę życia! Nowe zapachy, kolory, dźwięki, ściany, sufity. Ludzie - których widują w takiej ilości rzadko. Jak matka chce wyjść z domu po cokolwiek, musi brać swoje dziecko bo nie ma je z kim zostawić. Jak chce strajkować czy protestować też musi brać dziecko ze sobą. BO NIE MA INNEJ OPIEKI DLA DZIECKA!!! - DOCIERA?

4 - Po co te matki ciągają "te" dzieci po sejmie. No to ja Wam napiszę, że my matki ciągamy nasze dzieci wszędzie, gdzie tylko musimy wyjść. No chyba że może na godzinkę dwie pomoże babcia, ciocia, koleżanka. No wtedy to można się wyrwać! A te matki co nie mają własnego samochodu, lub gdy do samochodu nie da się upchać dużego dziecka N - to te zuchwałe kobiety "ciągają" swoje dzieci MPK tachają je do autobusów, które parkują metr od krawężnika. Ciągamy nasze dzieci w różne miejsca... Ja swoją córkę nawet jak do ginekologa na kontrole w ciąży chodziłam - ciągałam ze sobą - bo nie miałam jej z kim zostawić. Tak więc mam nadzieje że DOCIERA ŻE RODZICE WSZĘDZIE CIĄGAJĄ SWOJE DZIECI. No chyba że to rodzice którzy nic nie robią dla dobra dziecka i swojego, wtedy mamy sytuację jak w punkcie pierwszym. No ale leżenie też was razi... Dzieci mają nie leżeć i nie być ciągane... No tak to się naprawdę nie da.

5 - Piszecie - tak piszecie - Po co tym dzieciom pomagać, skoro z nich i tak nic nie będzie. A wiecie, że my rodzice dzieci N w chwilach skrajnego już zmęczenia, wyczerpania, padania na ryj, po kolejnych atakach padaczki, po kolejnych operacjach, lub przed kolejnymi operacjami mamy podobne myśli? To są najczarniejsze chwile zwątpienia w sens naszego życia. Ale potem mamy wyrzuty sumienia, że tak myśleliśmy, popłaczemy sobie, poprzytulamy ukochane dziecko i walczymy dalej. Takie życie... A od siebie dodam że nigdy nie wiadomo co wyrośnie z tych pokurczonych zdeformowanych dzieci - no na pewno nie koszykarze NBA albo nie baletnice. To Wam gwarantuje - ale czasem kopara opada gdy z kogoś tak zdeformowanego wyrasta geniusz i fizyk wszech czasów jak Stephen Hawking.

6 - Oskarżanie nas o to, że wyciągamy ręce po pieniądze, że każdemu żyje się ciężko, że na zdrowe dzieci też brakuje, że samotnym matkom, rolnikom, że 1000zł to dużo i powinno wystarczyć. To ja Wam chcę uświadomić, że my siedzimy w domach i opiekujemy się dzieciakami N W CAŁKOWITEJ DBAŁOŚCI O WASZE FINANSE. Szokujące? Ale tak jest. Bo gdyby każda z nas oddała swoje dziecko do specjalnego ośrodka, domu opieki - to tym samym rząd musiał by zapłacić za pobyt każdego dziecka n w takim ośrodku kwotę 4-6 TYŚ PLN miesięcznie!!! Czaicie takie kwoty? DOCIERA że dzięki naszej opiece budżet państwa każdego dnia jest ratowany???? 1000 zł to dużo? Nie wiem... serio... Mnie koszt leczenia i rehabilitowania córki wynosi 70tyś PLN rocznie...

7 - Kolejne co Was zniesmacza - to te krzykliwe, płaczliwe, roszczeniowe, matki bez ładu i składu...
A ja Wam powiem, że wśród matek dzieci niepełnosprawnych to bohaterki. Tak, matki dzieci N płaczą, krzyczą, mają w sobie dużo żalu, empatii, inteligencji, wrażliwości na ludzką krzywdę. Nie są zawodowymi politykami, tylko doświadczonymi przez los kobietami, które mają siłę i czelność pofarbować włosy, założyć kolczyki, zrobić makijaż, ubrać się w coś ładnego.

8 - Do mam zdrowych dzieci, które również czują się pokrzywdzone i nie wspierane przez państwo. Dziewczyny cieszcie się każdym dniem zdrowia waszego dziecka. Każdym dniem kiedy waszym dzieciom nic nie dolega. Wiele mam dzieci N żyły takim życiem jak Wy teraz. Miało problemy z kasa z pracą, z partnerem. Aż któregoś dnia w jednej sekundzie ich dziecko straciło bezpowrotnie zdrowe... Albo urodziło się chore, lub uszkodzono je przy porodzie. Strasznie chciała bym mieć takie problemy jak Wy, takie bolączki. Ale mam inne.

9 - W Polsce nie ma systemu opieki nad dziećmi N. Nikt nie rejestruje dziecka z niepełnosprawnością przy porodzie. Nikt nie przekazuje jego danych Miejskim Ośrodkom Pomocy Rodzinie. Nikt nie wspiera rodziców. Nikt nie monitoruje w jakich warunkach żyją dzieci N po wypisaniu ze szpitala. Nikogo nie obchodzą dzieci które leżą w domach, są niemyte, nie wychodzą na dwór, są nie leczone, nie mają terapii, rehabilitacji, odczuwają głód i pragnienie. Tych dzieci nie widać ale one są. A Ci rodzice którzy walczą, ciągają swoje dzieci, płaczą, emocjonują Ci Wam nie odpowiadają.
MY POTRZEBUJEMY WASZEGO WSPARCIA, WASZEJ OBECNOŚCI. I gwarantujemy, że gdy zły los dotknie również Wasze dzieci, otoczymy Was wsparciem, wiedzą, miłością i nauczymy Was żyć od nowa. Nie krytykujcie nas, nie oczerniajcie, nie wyśmiewajcie naszej waleczności."



Co ja mysle o rodzicach niepelnosprawnych dzieci?
 Podziwiam ich! To niezwykli, silni i waleczni ludzie, którzy czesto cale zycie poswiecili dla dobra swoich pociech. Ich zycie to niekonczaca sie walka, to podróz przez góry i doliny. Podziwiam ich z calego serca i prosze Boga, abym nigdy nie musiala byc na ich miejscu. Nie wiem czy znalazlabym w sobie tyle sily do walki. Mam wrazenie, ze na widok mojego dziecka, które cierpi, a ja nie moge nic z tym zrobic, albo moge zrobic bardzo malo, peklo by mi serce...

środa, 26 marca 2014

Sarenka czy "wakacjowanie"? Oto jest pytanie!

Ci z Was, którzy tutaj czasami zagladaja wiedza,ze bierzemy udzial w projekcie "W 7 bajek do okola Świata." Od 16-go kwietnia, co srode będziemy Was zabierac w podróż. Będzie to podróż niezwykła. Wspólnie poznamy 7 bajek z siedmiu kontynentów. Z 6-ciu w zasadzie, Antarktydę potraktowaliśmy bowiem trochę ulgowo. Ponieważ kwiecień i maj to zwykle miesiące juz bardzo cieple, często więcej czasu spędzamy poza domem niz w domu. Czytac co prawda mozna także w parku (co często zresztą robię), ale zeby nie walczyc z czasem juz teraz rozpoczelysmy przygotowania.



Na pierwszym z kwietniowych spotkań zaprosimy Was do Australii i Oceanii. Dzisiaj czytalysmy z Zara bajkę z tej czesci swiata. Szczegółów jeszcze oczywiście Wam nie zdradzę, powiem tylko tyle, ze bajka byla o sarnie. Tak o sarnie, nie o kangurze, ptaku kiwi, czy misiu koala, ale o skromnej sarnie.


Historia spodobała się Zarze do tego stopnia, ze zaczela prosic, żebym jej kupila sarenkę. Wytlumaczylam córce, ze to nie takie proste. Sarna musi miec miejsce do biegania, przestrzeń, najlepiej czuje się na wolności, w bloku bylo by jej bardzo smutno.

Wtedy Zara wpadła na pomysł, ze sarenka mogla by zamieszkac w Ostruszy. Babcia z dziadkiem mieszkają w dużym domu z bardzo dużym ogrodem i tuz pod lasem, tam na pewno byla by szczesliwa. Zresztą odwiedzały by ja przyjaciólki. Zima sarny przychodzą do naszego ogrodu. Dziadek dokarmia je wiec często możemy je obserwować z okna. W pobliskim lesie tez często je widujemy. 

To zdjęcie saren wykonaliśmy w ZOO w Indiach



Na takie rozwiązanie sytuacji zgodziłam się (w sumie to nawet kiedys myslelismy o kupnie saren). Ale wówczas powstał kolejny problem. Gdy powiedziałam, ze będziemy odwiedzały sarenkę gdy będziemy w Polsce Zara stanowczo zaprotestowala. 

"Ja chce się nia opiekować cały czas!!!

Przez chwile przeszła jej przez glowe mysl o wyemigrowania do Polski, ale po chwili porzuciła ja.

"Wiem!!!" - zawolala.
"Kupimy dom z dużym ogrodem w Londynie i tutaj będziemy ja trzymac."

Zgodziłam się :) Domu z dużym ogrodem w Londynie w najbliższych dniach nie planuje kupować, wiec temat na trochę odwlecze się, pomyslalam.

Polozylam Zarę spac i zaczelam sprzatac kuchnie po kolacji. Nagle Słysze przeraźliwe wolanie:

"Mamoooo!!!!"

Lece sprawdzic co się stalo.

Zara siedzi na lózku, w oczach ma lzy, a brudka jej się trzęsie.

"Mamusiu jesli będziemy trzymac sarenkę w ogrodze w Londynie, to nie będziemy mogly więcej WAKACJOWAC." - mowi prawie placzac.

"Dlaczeko kochanie nie będziemy mogly?" - pytam najpowazniej jak moge, choc bardzo chce mi się smiac.

"Jak to jak? Przeciez ktos się musi nia opiekować."

J - "To moze tate w domu zostawimy jak będziemy jechaly na wycieczke i on bedzie się nia zajmowal?" - sugeruje.

Z - "Nie. Przeciez on pracuje. Sarenka bedzie się czula samotnie. Kto ja nakarmi?"

J - "To moze znajdziemy dla niej opiekunke. Będzie przychodzila i opiekowala się twoja sarenka w czasie naszej nieobecnosci."

Z - "Dobrze." - mowi Zara, ale golym okiem widac, ze nie jest przekonana co do mojego pomyslu.

Daje jej buziaka i wracam do kuchni. Mija kolejne 10 minut. Zara ponownie mnie wola. Ide.

"Mamusiu wiem co zrobimy! Wymyslilam! - wola podekscytowana. Ale powiem Ci na ucho, zeby nikt nie slyszal (w domu jestesmy same). Schowam ja do torby jak będziemy lecialy samolotem. Beda ja trzymala na kolanach i nikt jej nie zobaczy!"

Zgadzam się. Zara usnela zanim jeszcze zdazylam wyjsc z pokoju.


Wiecie o czym sobie pomyslalam? Madra ta moja czterolatka jest. Kochana.

Pomijajac fakt, ze sarenki raczej nie kupimy, a juz na 100% nie będziemy jej trzymac w Londynie, to tak sobie mysle, ze dziecko moje male jeszcze jest, a juz poczucie obowiazku i odpowiedzialnosci rozumie.

"Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś." powiedzial lis do Malego Ksiecia. Zara nie ma jeszcze 4 lat, a juz to rozumie. Jestem z niej dumna.

Z drugiej strony natomiast, przerazila ja mysl, ze nie będziemy mogly więcej "wakacjowac". Moja kochana, mala coreczka. W tym jednym zdaniu ukryte jest 1000 slów. Czyli wstawanie w srodku nocy, zeby zdazyc na samolot, dlugie podróze autobusem, czy wielogodzinne spacery maja sens. To nie jest tak, ze ja się bawie i ciagne ze soba to biedne dziecko. Mecze je niepotrzebnie.

Zara kocha podróze tak jak ja. Zawsze tak myslalam, ale od dzisiaj wiem to juz na 100%.

poniedziałek, 24 marca 2014

Matematyka dla przedszkolaka - Dziecko na warsztat.

Matematyka nigdy nie straszyła mnie po nocach, zawsze ja lubiłam. Z Zara liczymy juz od bardzo dawna i tez jej się to podoba. Miala niecałe 3 latka, (a moze nawet 2) gdy nauczyła się liczyć do 10 (po polsku i po angielsku), a także od 10 do 0. Warsztat matematyczny byl wiec dla nas czysta przyjemnoscia.
Zebralysmy w jedno, nasze codzienne zabawy z liczbami i figurami.


Zapraszamy na 7 spotkanie z serii

DZIECKO NA WARSZTAT

"MATEMATYKA DLA PRZEDSZKOLAKA"

Zara ma 4 latka.


Jak juz wspomniałam, lubimy matematykę. Dlatego w naszym domu jest sporo materialów do matematycznych zabaw. W ramach warsztatów towarzyszyly nam miedzy innymi poniższe ksiazki.




Razem z Kubusiem Puchatkiem i Krzysiem rozpoznawalysmy godziny i mierzylysmy czas.




 Liczylysmy i dodawalysmy.






 Rozpoznawalysmy figury geometryczne i kolorowalysmy je.






 Ze strony Printable Montessori wydrukowałam materiały, które także pomogły nam w liczeniu, a głównie w rozpoznawaniu cyfr i ich nazw. Kartki zalaminowalam i pocielam na czesci. Letnia tematyka obrazków bardzo się Zarze podobała. Najbardziej podobał się namiot.

"Mamusiu pojedziemy na biwak i będziemy spac w śpiworze??? Ale będzie super!!!
Proszę!!! Pojedziemy???" Zara zdecydowanie ma więcej ze mnie, niz ze swojego taty. Nigdy nie udało mi się go namówić na namioty. Pewnie, ze pojedziemy córciu! Z Toba nawet na Ksiezyc mogę wyruszyć!



 





Na naszej domowej tablicy bawilysmy się także figurami geometrycznymi.






 Uczylysmy się tez trochę o zbiorach.






 Mierzylysmy także siebie :)




 Najlepsza zabawa pomagająca w nauce liczenia sa moim zdaniem gry planszowe. Uwielbiamy w nie grac i na tych warsztatach tez nie moglo ich zabraknac! Tym razem gralysmy w "Brzydkie kaczątko."





 A tak oto Zara cieszyła się z wygranej :)




Warsztaty odbyły się w ramach projektu "Dziecko na warsztat", którego pomyslodawczynia jest Sabina z bloga Projekt Londyn 2014


plakat patron3 


Slyszeliscie o portalu "Polak potrafi"? Kliknijcie TUTAJ, a dowiecie się więcej o tym co go laczy z  "Projektem Londyn".



Za miesiąc zapraszam na warsztaty historyczne, a teraz na blogi pozostałych uczestników "Dziecko na warsztat."




niedziela, 23 marca 2014

W 7 bajek dookola swiata! Przystanek 1 - Antarktyda.

Czy to bajka, czy nie bajka? Kazda podróż ma w sobie moim zdaniem cos z bajki. Wspomnienia z każdej wędrówki opowiedziane z perspektywy ciepłego i wygodnego fotela sa przeciez jak bajka... Bajki i podróże sa dla mnie scisle ze soba związane. Dlatego gdy autorka bloga Projekt człowiek powiedziała o swoim pomyśle natychmiast się do niego zglosilysmy.




Mam dzisiaj prawdziwa przyjemnosc zaprosić Was w niezwykła podróż

W 7 bajek dookoła Świata!

Przez  6 tygodni począwszy od 16 kwietnia, będziemy wybierac się na poszczególne kontynenty w poszukiwaniu bajek z danego regionu swiata. Dlaczego w 7 bajek? Bo mamy 7 kontynentów!

Dzisiaj tylko maly przedsmak zabawy. 
Zaczynamy Antarktyda! A ze nikt tam nie mieszka, temat traktujemy bardzo luzno. Ale o tym dopiero za chwile.

Przez 6 tygodni odwiedzimy razem pozostałych 6 kontynentów

16. 04. Australia i Oceania
23. 04.  Azja
30. 04.  Afryka
07. 05. Europa (moje urodziny :D, ale nie powiem które :P)
14. 05. Ameryka Północna
21. 05. Ameryka Południowa

W czasie każdej z tych niesamowitych wypraw poznamy bajkę z danego kontynentu. Zeby bylo ciekawiej nie tylko przeczytamy bajkę, ale także wykonamy kreatywne prace i zabawy z nia związane. Zeby bylo jeszcze ciekawiej, nie będziemy w tej podróży osamotnieni!
Wyruszają w nia z nami także poniższe blogi :) 

To będzie niezapomniana, pelna wrazen wyprawa!!!

 

Zapraszamy do wspólnej podróży!!!

W 7 bajek dookoła swiata.

 

Przystanek pierwszy

 

ANTARKTYDA

 

Jak na prawdziwych podróżników przystało, nasza wyprawę, rozpoczelismy od znalezienia Antarktydy na mapie i globusie.













Następnie ulozylismy mapę Antarktydy, aby lepiej poznac ten kontynent i przy okazji dowiedzieliśmy się o nim kilku ciekawych informacji.








Antarktyda jest piatym co do wielkości kontynentem swiata. Nie ma na niej zadnych państw. Jest niemal w calosci pokryta lodem, który moze osiagac nawet do 3 kilometrów glebokosci. Jest to najzimniejsze i najbardziej wietrzne miejsce na naszym globie. Najniższa temperatura jaka zanotowano na Antarktydzie wynosi -89C! Możecie to sobie wyobrazić???
Na tym niezamieszkanym przez człowieka kontynencie, (poza naukowcami ze stacji badawczych) sa dwie pory roku: bardzo krótkie lato i bardzo długa i niezwykle mroźna zima.

W czasie układania puzzli szczególna uwagę Zary przykuly zwierzęta - jej ulubiony temat. Przyjrzalysmy się wiec im dokładniej. Zapytałam Zarę o jakim zwierzątku chciała by się dowiedzieć czegoś więcej.
Wybrała...

PINGWINY

Poczytalysmy wiec trochę o tych niesamowitych ptakach, które sa ubrane we fraki i nie potrafią latac.



Szczególnie polecam ksiazke "The Emperor's Egg" Martina Jenkins. Mimo, ze nie jest to typowa bajka, a raczej zbiór faktów o pingwinach, jest napisana w świetny, latwy do zrozumienia i bardzo interesujący sposób. Zara ma 4 latka i byla nia zachwycona.




Z tej niezwykle interesujacej ksiazki dowiedzialysmy się, ze pingwin cesarski jest największym przedstawicielem pingwiniej rodziny, liczącej 17 gatunków. W warunkach naturalnych wszystkie pingwiny, zyja na południe od równika.




Samiec osiąga okolo 130cm, samice sa trochę mniejsze. Jakie bylo zdziwienie Zary gdy zobaczyła (mierzylysmy się przy ścianie) Ze 130 cm to więcej niz ona ma :) Widzialysmy juz wczesniej pingwiny w zoo i zapamietalysmy je jako male zwierzaki, a tutaj taka niespodzianka.




Bylysmy bardzo zaskoczone gdy okazalo sie, ze wysiadywaniem jaja (pingwiny sa ptakami i wykluwaja się z jaj) zajmuje się tata. Mama w tym czasie plywa sobie, je do syta i swietnie bawi jednym slowem. Przygotowujac się jednoczesnie na nowe potomstwo. Zostawia jajo pod opieka taty zaraz po jego zlozeniu.




Przez dwa dlugie i bardzo mrozne miesiace tata opiekuje się potomstwem. Trzyma jajo na stopach pod brzuchem i pilnuje aby bylo mu cieplo. Gdyby jajo zmarzlo, maluch który rozwija się w jego srodku umarl by.




W czasie tych 2 miesiecy tata pingwin nic nie je. Jedzenie czeka na niego w morzu, niestety z jajkiem na stopach nie moze plywac.




Gdy robi  się bardzo, bardzo zimno, pingwiny zbieraja się w grupe. Staja bardzo blisko siebie i w ten sposób ogrzewaja siebie nawzajem. Jednoczesnie caly czas poruszaja się, uwazajac aby nie upuscic swojego potomka.




Czasami gdy wejda na zbyt sliskie zbocze, zjezdzaja w dól na brzuchach. Caly czas pamietaja jednak aby chronic jajo. Niestety czasami zdazaja się wypadki i jajo rozbija się. Zjezdzajace na brzuchach pingwiny staraja się nie wpadac na siebie.




Po 2 miesiacach na swiat przychodzi maly pingwinek. Teraz zadaniem taty jest nie tylko dbac o jego bezpieczenstwo, ale także o jego pelny brzuszek. Maly pingwinek ma zaledwie 15 cm wysokosci. Jest za maly aby mógl sam plywac i zdobywac pozywienie. Naszczesnie tata moze mu je zapewnic. W jego gardle zajduje się miejsce, z którego maly pingwinek moze pic cos jakby mleko. Tata jednak moze je produkowac tylko przez kilka tygodni.





Te kilka tygodni naszczescie wystarcza. Pingwinia mama powraca do rodziny! Wszyscy sa bardzo szczesliwi i radosnie się witaja. Tancza i wydaja odglosy jak by mówili "Jak dobrze Cie znowu widziec!" Kazda pingwinia para wydaje inne, tylko im przypisane dzwieki. Pingwiny rozpoznaja się bez problemu.




Teraz opieke nad malenstwem przejmuje mama, tata natomiast udaje się na zasluzony odpoczynek , a przede wszystkim dlugo wyczekiwany posilek.




Zrobilysmy tez maly lapbook, aby utrwalic nowo poznane wiadomosci o tych jak mówi moja córka
"slodziutkich stworzonkach".











Stworzylysmy tez z ciastoliny malego Pingusia.





Nawet jedzenie tego dnia bylo na pingwinkowym talerzu.




Nauczylysmy się piosenki o pingwinkach i tanczylysmy do niej.




Obejrzalysmy bajkę o Zaczarowanej zagrodzie.




Ogladalysmy tez zdjecia i filmiki z naszych wyprach, gdzie mialysmy okazje obserwowac pingwiny.
Widzialysmy je w ZOO w Londynie, i w londynskim Akwarium. Zara miala wtedy2 latka. Ogladajac nagranie wolala "Mamo bylysmy tam w moim dziecinstwie!!! Musimy isc jeszcze raz!"

FILM Z ZOO


To tylko mala zapowiedz naszej nadchodzacej podróży. Mam nadzieje, ze wyruszycie w nia razem z nami.
Pamietajcie juz 16-go kwietnia wyruszamy do Australii i Oceanii.