Nasze rodzinne podróze

środa, 16 kwietnia 2014

"W 7 bajek dookola swiata" - Nowa Zelandia

Byliście w Nowej Zelandii? Jeśli tak, dajcie znać co Wam się tam najbardziej podobało! Jeśli nie byliście, zapraszamy dzisiaj na wspólna wyprawę.

 Wybieramy się tam w ramach projektu "W 7 bajek dookoła świata", o którym to opowiadałam Wam kilka tygodni temu. Wówczas odwiedziliśmy Antarktydę. Od dzisiaj co środe będziemy odwiedzać inny kontynent. Będzie to bajkowa podróż, której pomyslodawczynia jest autorka bloga Projekt człowiek.




W tym tygodniu kierunek Australia i Oceania. 



 

Od razu wiedziałam, że my wybierzemy się do Nowej Zelandii!
 Dlaczego?
 Zawsze chciałam tam pojechać. 

Gdy byłam w szkole podstawowej zbierałam pocztówki. Wymieniałam się na nie z ludźmi z całego świata. Adresy znajdowałam w magazynach młodzierzowych. Trudno w to już dzisiaj uwierzyć, ale były to jeszcze czasy z ery bez internetu, bez FB, bez bloga. Przez kilka miesięcy wymieniałam się pocztówkami z pewna starsza Pania mieszkająca w Nowej Zelandii.  Ja wysyłałam jej kartki z Polski, a ona przysyłała mi pocztówki z Nowej Zelandii. Do dzisiaj pamiętam, że serce zaczynało mi szybciej bić, gdy listonosz przynosił kopertę pełna przepięknych pocztówek z końcu świata.  Naprawdę były piękne, nie tylko przestawiały bajkowe widoki, ale były też doskonałej jakości. Wtedy, na początku lat 90-tych w Polsce takich zbyt wiele nie mieliśmy. Kolekcja wszystkich moich pocztówek liczyła dobrze ponad 1000 egzemplarzy, w tym z Nowej Zelandii było prawdopodobnie koło 100 sztuk.  Moi rodzice nadal przechowuja moje zbiory (dzięki Tatku <3, gdyby nie Ty mama by je już dawno wywaliła). Przy najbliższej wizycie w Polsce odszukam je i przywiozę do domu, beda świetnym materiałem do nauki i zabawy dla Zary. Zobaczymy, może i Wam je pokaże. Ogladajac te pocztówki postanowiłam, że kiedyś zobaczę to cudowne miejsce na własne oczy. Wyjeżdzajac 9 lat temu do Londynu (Boże jak ten czas leci, aż trudno w to uwierzyć) myślałam, że zostanę tu tylko na rok. Miałam podszkolić angielski, zaoszczędzić pieniądze i... wyjechać do Nowej Zelandii. Plany się trochę zmieniły, pojedziemy cała rodzinka, kiedyś...              

  Wróćmy do naszej bajkowej podróży. 
 Wybór natychmiast padł na Nowa Zelandię.
 Zaczęłam szukać bajek, szło ciężko. 
Aż pewnego dnia układając książki w pokoju u Zary, znalazłam to!   




 "Ulubione historie o zwierzętach" z kolekcji " Złote książki Nowej Zelandii". Nie wiedziałam, że ja mam! Domyślacie się jak się cieszyłam? 

W książce sa 4 historie. Zaczęłyśmy od pierwszej i to ona skradła serce Zary.     
    Pierwsze opowiadanie jest o jelonku Rewi, napisał je Jack Lasenby.    


    

Jack Lasenby jest jednym z najważniejszych autorów książek dla dzieci w Nowej Zelandii. Jego powieści i opowiadania zdobyły wiele nagród, w tym wiele najważniejszych nagród i stypendiów. Napisał kilkadziesiąt książek dla dzieci i młodzieży. Jego twórczość charakteryzuje pokazywanie dzieciństwa jako pełnego twardych lekcji, przygody i poszukiwania samostanowienia.      

      Ucieszyłam się, że znalazłam opowiadania jednego z najważniejszych pisarzy Nowej Zelandii. Moje wątpliwości wzbudziło natomiast "pokazywanie dzieciństwa jako pełnego twardych lekcji". Staramy się, aby "twarde lekcje" możliwie jak najdłużej pozostały Zarze nie znane. Chcemy, żeby wspominała kiedyś swoje dzieciństwo jako bajkowy, kolorowy świat, pełen przygód. Na twarde lekcje przyjdzie czas później, życie niestety nam je czasami przynosi. 

Zaczęłam czytać... Nie trzeba było długo czekać na wspomniane lekcje. Czytałam i zastanawiałam się czy nie przestać. Obserwowałam jednak reakcje Zary i jedyne co widziałam to było zainteresowanie. A gdy skonczylam czytac, uslyszalam: "Przeczytaj jeszcze raz!!!"


           
  Billy Taylor zastygł w bezruchu i czekał, aż strzelba jego taty wystrzeli. Bang! Jeleń (lania) upadł. "Mamy go!" krzyknął Billy. Tak zaczyna się historia... W czasie gdy tata chłopca zajmował się martwym jeleniem, chłopiec bawił się w wysokiej trawie. W pewnej chwili przewrócił się przez coś, co wydawało się ruszać. Billy tak bardzo się wystraszył, że zaczał krzyczeć.




   Tata szybko podbiegł do syna. Zobaczył jak ten siedzi w trawie i przytula mała sarenke.
 "Za późno ja synu zobaczyliśmy, nie przeżyje bez swojej mamy" powiedział nadal trzymając w ręce nóż. "Nie zabijaj jej tato!" prosił chłopiec.
 "Sama sobie nie poradzi" powiedział tata.
 "Będę się nia opiekował, będę ja karmił" prosił chłopiec. 
"Dobrze, ale musisz się nia dobrze opiekować" zgodził się tata.
 "Nazwę ja Rewi," powiedział Billy. 
 Od tej chwili Billy nie chodził juz z tata na polowania, bawił się z Rewi i uczył ja jak pić mleko z wiadra. 





Pewnego dnia mleko w proszku, którym była karmiona Rewi skończyło się. Tata zgodził się żeby chłopiec razem ze swoja przyjaciółka poszli na frame i przynieśli, ostrzegł go jednak, aby nie przechodzili na druga stronę rzeki. Gdy dotarli do rzeki, chłopiec zszedł nad brzeg aby napić się wody. Sarenka została na górze i wpatrywała się w dal. 




Billy nie zobaczył, ze nadjechał samochód z czterema chłopakami. Szum rzeki sprawił, ze nie słyszał nadjeżdżającego samochodu, krzyków jadących nim myśliwych, wystrzałów strzelby...





 Sarenka stała i przyglądała się im tylko, nawet nie drgnęła, gdy próbowali odebrać jej życie. Schowała się za drzewem, dopiero gdy Billy zaczał krzyczeć "Uciekaj!" Chlopiec wdrapał się na most, aby obronić swoja przyjaciółke, gdy prośby nie wystarczyły zaczał wyrywać strzelbę polującym. Chłopcy zaczeli walczyć. 





Gdy Billy odwrócił się zobaczył, że łania biegnie w jego kierunku. Kolejny strzał prawie ja dosięgnął. Dopiero wtedy zaczęła uciekać do obozowiska. Biegła tak długo, aż dotarła na miejsce. Schowała się w namiocie i leżała nieruchomo na ziemi. Oddychała bardzo cichutko. Nie było jej ani widać, ani słychać. 




W czasie, gdy Billy walczył w obronie Rewi, chłopak ze strzelba zepchnął go z mostu. Billy upadł na kamienie i bardzo mocno uderzył się w głowę. Stracił przytomność.   



    
  Gdy pan Taylor wrócił do obozu, bardzo się zdziwił, że Billy i Rewi jeszcze nie wrócili. Nie zauważył leżącej na ziemi Rewi. Wyszedł z namiotu. Gdy zorientował się, że Rewi stoi za nim, wiedział już, że musiało stać się coś złego. Szybko złapał śpiwór, latarkę i apteczkę pierwszej pomocy i pobiegł po sladach jakie były wydeptane w trawie. Rewi biegła tuż przy nim.




 Robiło się ciemno, nic nie było widać. "Gdzie jest Billy?" zapytał pan Taylor łani. A ona zaczęła biec w kierunku mostu.




 Gdy dotarli na miejsce było już ciemno. Skończyła się też trawa, po śladach której podążał pan Taylor. Wołał syna, ale ten nie odpowiadał. Zaświecił latarka w kierunku Rewi i zobaczył, że ta zbiega pod most. Pobiegł za nia. Zaświecił raz jeszcze latarka i zobaczył leżącego na ziemi syna.





  Szybko wział go na ręce i otulił śpiworem, chłopiec otworzył oczy, a tata zabrał go do domu. 




Łania poszła z nimi. Gdy mama kładła Billego do łóżka, tata opowiedział jej jak Rewi znalazła ich syna. Powiedział też, że to prawdopodobnie uratowało mu życie, inaczej mógł by nie przeżyć nocy. "Co ona je?" zapytała Pani Taylor. "Daj jej wiaderko mleka, ale uważaj bo strasznie rozlewa." ostrzegł tato chłopca. "Jeśli chce może zalać cała kuchnie! Prawdopodobnie uratowała dzisiaj życie mojemu synkowi!" opowiedziała mama.





 Rewi spodobało się życie na farmie. Lubiła jeść trawę, ale najbardziej smakowała jej sałata i jabłka. Billy razem z tata, przygotowali specjalna zagrodę z przodu domu. Chcieli aby wszyscy wiedzieli, ze łania mieszka z nimi, żeby już nikt nigdy do niej nie strzelał. Przejeżdzajacy w okolicy ludzie zatrzymywali się i witali z Rewi. 




Wieczorem przed snem Zara opowiadała tacie o Rewi. O tym jak jak Pan Taylor zastrzelił jej mamę. Jak Billy się nia zaopiekował, jak myśliwi chcieli jej zrobić krzywdę i o tym jak lania uratowała chłopcu życie. Tlumaczyla tez tacie, ze do zwierzat nie wolno strzelac. Nie wolno im robic krzywdy. Trzeba się nimi opiekować. A na koniec oswiadczyla, ze tez chce miec sarenkę! "Kupicie mi? Proszę!!!" 
O tym jakie problemy moga się wiazac z kupnem sarenki pisałam TUTAJ.


Jelenie nie wystepuja w Nowej Zelandii, ale ponieważ autor pochodzi z tej wyspy. Przyjrzeliśmy się jej nieco bliżej. Szukalismy jej na mapach i globusie.





 "Oooo, ale mamy daleko do tej Nowej Zelandii, jeszcze dalej niz do Amy" (czyt. babci w Indiach). Do Nowej Zelandii wszyscy maja daleko, za Wikipedia podaje:

Odległości od Nowej Zelandii
  • Australia – 2000 km
  • Antarktyda – 2400 km
  • Fidżi – 2131 km
  • Panama – 12 100 km
  • San Francisco – 10 940 km
  • Tahiti – 4348 km
  • Valparaiso – 9327 km
Nawet z Australii, która zdawało by się jest bardzo blisko do Nowej Zelandii jest calkiem spory kawałek! Mniej więcej jak z Londynu do Szczecina  i powrotem. 
Z Warszawy do Nowej Zelandii (w linii prostej) jest 17 698 km, z Londynu natomiast az 18 802km!

 Ukladalismy także puzzle.




Nowa Zelandia w języku Maoryskim oznacza Kraj Długiej Białej Chmury. Jest to państwo wyspiarskie, położone na południowo-zachodnim Pacyfiku i składające się z dwóch głównych wysp (Północnej i Południowej) oraz szeregu mniejszych wysp. Archipelag Nowej Zelandii jest najdalej na południe wysuniętą częścią Oceanii, na południowy wschód od Australii.

Do ok. 1280 roku Nowa Zelandia była bezludna, aż z wysp Oceanii zaczęli przypływać i osiedlać się Maorysi. Najpierw zasiedlili Wyspę Północną, a potem kolejne lądy.
Europejskim odkrywcą wysp był holenderski podróżnik Abel Tasman.
Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o tym przepięknym miejscu, ale po pierwsze Zara jest jeszcze za mala, zeby ja o nich uczyc. Po drugie w moim odczuciu "W 7 bajek do okola Świata" glownym tematem powinny byc bajki, geografia i historia jest tutaj tylko na deser. Przyjdzie na nia czas innym razem.
Jako, ze Zara jest bardzo zainteresowana tematyka zwierzat, zobaczyliśmy jakie zwierzęta mozna spotkać w Nowej Zelandii. Nie ma ich tam zbyt wiele. 
Ze zwierząt występują: 2 gatunki nietoperzy, ok. 30 gatunków gadów, w tym endemiczny tuatara (hatteria), ptaki nielotne: takahe, papuga kakapo i kiwi oraz papuga kea, żyjąca w pokrytych śniegiem Alpach Południowych. Poza nietoperzami nie ma naturalnie występujących ssaków. Duże zagrożenie dla gatunków endemicznych stanowią zwierzęta sprowadzone przez osadników, m.in.: koty, psy, szczury, króliki. Bajkę o kiwi tez mialysmy, ale nie wzbudziła takiego zainteresowania jak ta o Rewi. Jeśli uda nam sie do niej wrócić, opowiemy Wam.

Kolorowalysmy wydrukowane sarenki (Tak wiem sarenki i jelonki to nie to samo. Zara ma jednak 4 latka, wiec nie wchodzimy jeszcze w szczegóły.)







Zrobilysmy tez wyklejankę. Zarze się taka zabawa zawsze bardzo podoba.









Udalysmy się także na wycieczkę, na pobliska farmę miejska (mamy do niej okolo 20 minut!), zeby zobaczyć jelonki. O wycieczce dokładniej pisałam TUTAJ







Udało się nawet pojsc krok dalej i nakarmić jelonki! Mozna robic to na farmie w kazda srode, pod okiem pracowników parku. Zara poszła karmic zwierzaki razem z tata, mama niestety pracowala tego dnia. Ale jak to mówia "Co się odwlecze..." :) 








Koniecznie zajrzyjcie na pozostałe blogi. 
Tam dopiero sa bajkowe opowieści!

W przyszlym tygodniu zapraszamy do Azji!


7 komentarzy:

  1. My też byliśmy w Nowej Zelandii w tym tygodniu. Ale u nas jelonków nie było... Szczęściary :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Was za to byl piekny ptak kiwi!!!

      Usuń


    2. sprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:

      konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie – auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom. zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do dzis sie pukam po glowie. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku. oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero. mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po 500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co juz nawet wole nie pamietac.
      konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej, to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez bez sensu.
      dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac, przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem 150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc, czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.
      a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak wyobrazni. das ist keine deutschland, madchen. angielski swiat nie dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione przed lotniskiem….

      Usuń
  2. świetna wyprawa, a puzzle bardzo fajne.
    z niecierpliwością czekam na Azje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki :) Europe juz mamy zrobiona, ale Azja jeszcze w proszku.

      Usuń
  3. Nowa Zelandia....ech pięknie też bym się wybrała. Ciekawe opowiadanie i dla dzieciaków odpowiednia. U nas były bajki nie do końca dla dzieci:)
    Mamuśka24

    OdpowiedzUsuń
  4. n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180. wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje. co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

    OdpowiedzUsuń

Dziekujemy za odwiedziny! Pozostaw po sobie slad, bedzie nam bardzo milo :) Odwiedzimy takze i Ciebie.