Translate

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

3 dni, 5 lotów i ten beznadziejny Ryanair!

Ostatnie dni były niezwykle intensywne. Musiałam polecieć do Elbląga aby wyrobic dowód osobisty, potrzebny mi do załatwienia kilku spraw. Dostanie się z Zadaru do Elbląga i ponownie do Zadaru w ciągu 3 dni, okazało się nie lada wyczynem. Ale udało się!

Irlandia


We wtorek rano wyleciałam z Zadaru do Dublina, tam miałam godzinę na przesiadkę i lot do Gdańska.
Z Gdańska autobus do Elbląga. Droga minela mi szybko. Mimo, ze lotniska w Dublinie wcale nie znam, obyło się bez niespodzianek.

Wszystkie formalności udało się zalatwic juz we wtorek, tak wiec sroda minela mi na odpoczynku i pogawędkach z dziadkami. 

W czwartek o 6 rano wyjechałam z Elbląga. Lot z Gdańska do Londynu, tam 2 godzinna randka z własnym mezem i kolejny lot. Tym razem do Oslo. W Norwegii przerwa na kawę, male zakupy i wieczorny lot do Zadaru. W domu byłam tuz przed pólnoca. Ledwo żywa, ale szczesliwa, ze udało się wszystko zalatwic.
Powtórka z rozrywki czeka mnie za 2 tygodnie. Bede leciała po odbiór dowodu.

Jak zapewne czesc z Was wie, od siedmiu lat pracuje jako stewardessa. W czasie tych kilku lat spotkałam wielu ludzi. Miałam cale tysiące cudownych pasażerów, ale i setki takich, których najchętniej udusiłabym własnymi rękoma. Czesc z nich opuszczała pokład samolotu, szybciej niz na nim zagoscila... w asyście policji.

Nie jest tajemnica, ze pracuje dla linii lotniczych Ryanair. Sa tacy, którzy lubia latac z nami, sa tez tacy, którzy nas nie cierpia. Kazdy ma prawo do własnego zdania i własnej opinii. Nikt nikogo nie zmusza do kupna biletu, czy kawy na pokładzie. Kazdy sam decyduje na co wydaje pieniądze.

Norwegia


Gdy zaczelam pracować dla Ryanair i slyszalam negatywne opinie na temat firmy, a wiedziałam, ze sytuacja wygląda zupełnie inaczej starałam się bronic Ryanair. Tluaczylam, opowiadałam jak to naprawdę jest, lub dlaczego jest wlasnie tak, a nie inaczej. Teraz bardzo często tylko słucham. Nie udzielam się w dyskusji bo to nie ma sensu. Sa tacy ludzie, którzy i tak wiedza swoje. I tak wiedza najlepiej.
Sa tez tacy, którzy faktycznie maja zle doswiadczenia.

Mimo wszystko jednak, czasami szlag mnie trafia, jak widzę taki tupet jaki miałam okazje obserwować na jednym z moich ostatnich lotów, gdy leciałam jako pasażer.

Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii.
 Czy ze mna jest cos nie tak, czy z rodzinka, która zamierzam za chwilkę opisać.

Lotnisko w Gdańsku. Jestem przy bramce duzo przed czasem. Odlot samolotu o 10:50 nie oznacza bowiem, ze o 10:50 zaczynają wpuszczać na pokład. Oznacza, ze o tej godzinie samolot staruje. Odlatuje. Opuszcza pas startowy i wzbija się w powietrze (tak przynajmniej powinno byc). To jeden z najczesciej zaobserwowanych przeze mnie powodów spoznienia się na lot. Zakupy na "wolnoclówce" i przyjście do bramki 5 minut przed planowanym odlotem. Potem wielkie zdziwienie, ze samolotu juz nie ma. Albo, ze jeszcze stoi, ale nie chcą juz wpuscic. 
No niestety nie chcą. Dlaczego nie chcą? To temat na osobny wpis.

Gdy lece z dzieckiem jestem jeszcze wczesniej.
 Jezeli nie mam wykupionego pierwszenstwa wejscia na pokład, a zwykle nie mam, 
(nie lubie placic, jesli nie musze) stoje na poczatku kolejki dla osób bez pierwszestwa wejscia.
Chce miec pewnosc, ze wejde jako jedna z pierwszych, znajde miejsce, które bedzie nam odpowiadalo i nie bede musiala nikogo prosic, aby zrobil to za mnie.
Wiadomo stres matki udziela się dziecku. A nie zamierzam go umyslnie serwowac Zaruni.

Trole z Norwegii - zamieszkaly na naszej lodówce.

Wrócmy jednak do wspomnianej przeze mnie rodzinki.

Poniewaz tym razem lece sama, nie stoje w kolejce. Miejsce nie ma dla mnie znaczenia. Kolo mnie siedzi 3 osobowa rodzinka. Rodzice z nastolatka, tak na oko 14-15 lat. Tata to wysoki pan z nadwaga. Cala trójka bardzo glosno rozmawia, przytacza historyjki jaki to Ryanair jest beznadziejny i jak nienawidza nim latac.
Slucham ich i coraz bardziej jest mi ich szkoda. 
Tak, szkoda mi takich ludzi. Skoro się czegos nienawidzi, a jednoczesnie trzeba to robic, to znaczy nie ma innego wyjscia. W tej konkretnej sytuacji rozumiem, ze cena biletu z Lotem jest poza zasiegiem mozliwosci tych panstwa.  

Siedzimy wiec, a kolejka powoli ustawia się. Corka proponuje, ze moze zajeli by w niej miejsce.
Tatus ze smiechem przerywanym przeklenstwami, odmawia.

"Nie bede stal, w zadnej pierd.... kolejce, a i tak bedziemy siedziec przy skrzydlach. 
Wielki jestem. Miejsca potrzebuje!" 
(Przy skrzydlach jest wiecej miejsca na nogi. Sa to drogi ewakuacyjne.)

Ludzie ustawiaja się, wchodza na pokład, szanowni panstwo natomiast dalej komentuja beznadziejnosc linii lotniczych Ryanair.  W koncu staje w kolejce. Rodzinka za mna. Ich zachowanie nie tylko mnie juz irytuje. Pasazerowie przede mna, zerkaja na siebie, kiwaja glowami i mówia
"Boze, co za buraki!"

Opuszczamy budynek terminala. Rodzinka wchodzi przednimi schodami, ja wybieram schody z tylu.
Po pierwsze mniejsza kolejka, po drugie nie mam juz ochoty ich sluchac. Zaczynam się powstrzymywac od tego aby im nie odpowiedziec. Nie chce rozpoczynac dnia od zlych emocji.

Wchodze do samolotu. Lot jest pelny. Dochodze prawie do srodka kabiny i dopiero wtedy znajduje wolne miejsce. Kto stoi dwa rzedy ode mnie? Tak! Rodzinka!


Tatus próbuje wymusic na pasazerach przy skrzydlach aby ustapili mu miejsce!
Normalnie nie wierze! Dwóch panow odmawia, tlumaczac, ze zarezerwowali te miejsca, Tatus sprawdza ich karty pokladowe! Dwie panie wstaja i przesiadaja się. Tatus z mamusia rozsiadaja się, corka stoi. Mamusia komentuje.

"Gdzie jest miejsce dla Oli? Moje dziecko musi siedziec kolo mnie!"
Przypominam - dziecko to mloda kobieta.

Tatus - "No przestan do cholery, stewardessy znajda jej miejsce."
Mamusia - "Ja chce, zeby siedziala kolo mnie."

Podchodzi stewardessa i zabiera panienke do wolnego siedzenia - 4 rzedy za rodzicami.

Mamusia - "RYANAIR!!!! Co za dziadostwo!!! Kolo własnego dziecka siedziec nie mozna!
Jak się rozbijemy, to nie bede wiedziala co się z moja córka dzieje!"

W czasie 2 godzinnego lotu, rodzice do dziewczyny ani razu nie podeszli, 
nie widzialam nawet aby patrzyli w jej kierunku. 

Kolo własnego dziecka jak najbardziej siedziec mozna, powiem wiecej powinno się siedziec.
Nie wyobrazam sobie, aby moja córka nie siedziala przy mnie. Ale jednoczesnie robie cos aby miec pewnosc, ze siedzimy razem. Wiadomo sa szczególne sytuacje, gdy wchodzimy na pokład jako jedni z ostatnich i wtedy, trzeba poprosic o pomoc w znalezieniu wspólnego miejsca.
Wielokrotnie byłam o to proszona i zawsze zarówno ja, jak i moja załoga robiliśmy wszystko aby rodzina siedziala razem. Przesadzaliśmy innych pasażerów jeżeli trzeba bylo. Ale mowa tu o rodzinie z małymi dziećmi, a nie z nastolatkami. I jeszcze jedno. To nie jest obowiązek stewardessy, to jest jej dobra wola.

Chcesz siedziec ze swoja rodzinka lub przyjaciólmi. Zarezerwuj miejsce, kup pierwszenstwo wejscia na pokład lub ustań na poczatku kolejki (ja wybieram ten wariant). 
Cos poszło nie tak? Uciekł autobus, były korki na autostradzie. Wchodzisz ostatni?
Poproś o pomoc, a nie zadaj jej.
Wtedy na pewno ja uzyskasz.

A co do wspomnianej rodzinki,
chciałabym aby kiedyś trafili na mój lot...


17 komentarzy:

  1. chyba bym powiedziała facetowi ze ma usiąśc na samym skrzydle miejsca full a jaka klimatyzacja ...:D
    jestesmy z innych dziedzin ale tez ile razy słyszę że moja firma to taka a taka ze nigdy wiecej tu nie przyjde na zakupy itd.a jednak zjawiają sie po 24h czy po innym czasie ale jednak przychodza ponownie choc wczesniej zaklinali sie że nie...
    ja zawsze mówie że jak nie ma sie co sie lubi to sie lubi co się ma....
    wogóle brawo dla Ciebie ze tak sprawnie zoorganizowałas wszystko w 3 dni i te loty jeszcze tu przesiadka tam ja jak nic bym się pogubiła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie :) a jak sie nie podoba zawsze jest jakas alternatywa. Zycie zbyt szybko mija by tracic je na to, czego sie nie lubi!

      Usuń
    2. Jak trzeba, to trzeba :) nie ma rzeczy niemozliwych!

      Usuń
  2. Niezły maraton! :) Fajnie u Was! Będę podczytywać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam! i za organizację i za opanowanie! ja bym chyba raczej nie wytrzymała i się odezwała. Mnie nerwy noszą jak jadę busem do Krakowa i wsiadają do niego ludzie, co wiecznie są niezadowoleni. A bo to miejsce wolne tylko z tyłu, a bo bilet za drogi, a bo pogoda nie taka... są ludzie, którym nigdy się nie dogodzi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki :) dokladnie, ludzie uwielbiaja marudzic. Wystarczy rano wstac z usmiechem i widziec szklanke w polowie pelna, a dzien bedzie przyjemniejszy! To wcale nie jest takie trudne :)

      Usuń
  4. Ninko wspaniale jestem z Ciebie dumna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowite! Zastanawiam się tylko dlaczego te dwie Panie ustąpiły miejsce Panu Burakowi? Sądząc po tym jak bardzo był pewny że będzie siedział na tych miejscach ma już wypraktykowane przeganianie ludzi z tych miejsc. Ja jeszcze nie leciałam z R ;) - choć z innymi tanimi liniami mi się zdarzało. Powiem szczerze, że już jak wchodzę na ich stronę mam ochotę uciekać... ;) Przepraszam! :) Może jednak wreszcie się przełamiemy i ruszymy w świat z R i może Ciebie spotkamy w samolocie :) Pozdrawiam i tylko miłych pasażerów życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez sie zastanawiam :) Zapraszam w takim razie na poklad FR :) Nie gryziemy (zazwyczaj :P ) Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  6. Dziekujemy za zaproszenie :) Misie sa sliczne!

    OdpowiedzUsuń
  7. To niestety jest wszędzie :(

    Niedawno mieliśmy sytuację, że nocowaliśmy ostatnią noc w agroturystyce. M. chodzi wcześnie spać, wcześnie też wstaje, a my chcieliśmy się wyspać przed drogą.
    Spokojne agro, z jedną sporą wadą - cienkie ściany, wszystko słychać.
    Godzina 22. Rumor niesłychany, przyjechali nowi goście z dwójką dzieci, głośno opowiadają gospodyni, jak to im się jechało. Pal to licho, dopiero dziesiąta. Ale Państwo przesuwają meble, rozpakowują się dokumentnie, gadają cały czas, trzaskają drzwiami etc. Gospodyni uprzedza, że za ścianą śpi małe dziecko (M.). Mija 23... bez zmian. O północy państwo kończą się rozpakowywać i włączają sitcoma w internecie. M. jeszcze śpi, ale wierci się coraz bardziej niespokojnie, a my podczas wybuchów śmiechu nie możemy zasnąć. Mąż wreszcie użył swego rodzaju szantażu, mówiąc, że jak się dziecko obudzi i będzie płakać, to ani oni nie pooglądają, ani my nie pośpimy, więc może poszukajmy kompromisu... W odpowiedzi zdziwienie, że przecież nie są głośno...

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie napisany wpis. Czekam na wiele więcej

    OdpowiedzUsuń

Dziekujemy za odwiedziny! Pozostaw po sobie slad, bedzie nam bardzo milo :) Odwiedzimy takze i Ciebie.

UA-44437388-1