"Swiat jest jak ksiega, kto nie podrozuje ten czyta tylko jedna strone ." - sw. Augustyn... czyli o podróżach i edukacji domowej, o worldschoolingu, o odkrywaniu swiata razem z dzieckiem.
W październiku tematem przewodnim większości naszych zabaw jest ocean i jego mieszkańcy. W październiku w ramach projektu "Dziecko na warsztat" tworzymy z plastiku. Początkowo miałam zupełnie inny pomysł na ten warsztat, wyszło jednak inaczej niż planowałam. Sami oceńcie czy ciekawie!
W czasie ostatnich kilku tygodni czytałyśmy dużo na temat oceanów, oglądałyśmy filmy, wykonywałyśmy prace plastyczne, uczestniczyłyśmy także w rejsie po Oceanie Atlantyckim w poszukiwaniu wielorybów i delfinów. Rejs sprawił, że zainteresowanie oceanem nabrało wiatru w żagle i zamieniło się w prawdziwą fascynację tym tematem.
W ramach "Dziecka na warsztat" postanowiłyśmy stworzyć własny ocean w butelce i to nie tylko jeden! Przy okazji tych zabaw będziemy poznawać warstwy oceanu i jego mieszkańców.
Chciałyśmy zrobić ocean składający się z 5 warstw, wszystkie warstwy podpisać. Niestety poczta nie dotrzymała terminów i nie dostarczyła nam wszystkiego co potrzebne do wykonania naszego oceanu. Mam nadzieję, że przygotujemy nasz ocean jeszcze w tym tygodniu i opowiemy Wam o nim dokładnie już w najbliższy piątek w ramach "Piątków z eksperymentami".
Udało nam się na szczęście zrobić ocean składał się z 3 warstw, większość publikacji które czytałyśmy dzieli oceany tylko na 3 warstwy. Zdjęcia nie pokazują tego dokładnie (było już złe oświetlenie), ale udało nam się uzyskać 3 warstwy.
Do butelki nalałyśmy wodę (ponad połowę butelki) i dodałyśmy barwnik spożywczy (kilka kropli, ale myślę, że efekt był by lepszy przy mniejszej ilości barwnika) następnie wypełniłyśmy butelkę olejem. Po wstrząśnięciu butelki, a następnie odczekaniu kilku sekund, ukazują się 3 warstwy kolorystyczne - nasze 3 warstwy oceanu.
Zara zrobiła także kilka prac przedstawiających mieszkańców oceanów.
Ośmiornica z butelki.
Żółw z dna butelki i pianki.
Meduza z butelki i wstążek.
Meduza w butelce.
Wieloryb w butelce.
Gra Rekin Żarłacz.
Wieloryb z Hama Beads.
Ryba z butelki.
To tylko część naszych oceanicznych zabaw. Niebawem podsumowanie projektu o oceanach. Zaglądajcie do nas, serdecznie zapraszamy!!!
Która z prac Zary podoba Wam się najbardziej?
Zapraszam na blogi pozostałych uczestników projektu!
Sobotę Zara spędzała z tatą, ponieważ ja tego dnia pracowałam. W południe poszli na cotygodniowe lekcje pływania, Zara ćwiczyła pisanie i zrobiła 8 stron liter.
23 października - niedziela
Mama w pracy, Zara z tatą na wycieczce rowerowej.
24 października - poniedziałek
Poszłyśmy do Teatru Churchilla na monodram, "Why the Whales Came" na podstawie Michaela Morpurgo. Przepiękna sztuka, która sprawiła, że na koniec miałam łzy w oczach. Zarze podobało się, jednak rekomendowany wiek +7 w naszym przypadku sprawdził się. Chwilami sztuka zaczynała ją nudzić. Nie rozumiała dokładnie przesłania. Już po zakończeniu sztuki rozmawiałyśmy na jej temat i kilka rzeczy musiałam jej wytłumaczyć. Nie zmienia to jednak faktu, że było to bardzo ciekawe przeżycie.
Po teatrze poszłyśmy na spacer po parku i plac zabaw.
Wieczorem natomiast przeczytałam Zarze książkę "Katie and Mona Lisa" z naszej ukochanej serii o Katie.
Obejrzałyśmy także 2 bajki o Leonardo da Vinci.
25 października - wtorek
Większość dnia Zara spędziła w stadninie na zajęciach "Mój konik pony." Od 10 do 15, dzieci jeździły na kucykach, a także uczyły się na czym polega praca przy tych pięknych zwierzętach. Pomagały pracownikom. Na koniec miały konkurs sprawnościowo - jeździecki i dostały rozety.
Po zajęciach popędziłyśmy do domu na szybki obiad. Miałyśmy godzinę aby przygotować się na wieczorną imprezę urodzinową u kolegi Zary. Wróciłyśmy późnym wieczorem.
26 października - środa
Dzień zaczęłyśmy od wizyty w Kidtropolis na londyńskich targach Excel. Zara bardzo zadowolona, ja niezwykle zmęczona, znudzona i zła. Kilometrowe kolejki. Na autobus Pony czekałyśmy 2 godziny. Reklamowany jako wypełniony atrakcjami dla dzieci, dla mnie okazał się całkowitą porażką. Na piętrze czekał na nas mini sklep, kolorowanki, kilka zabawek, i gra na iPadzie, na dole zdjęcia, malowanie twarzy no i przy wyjściu darmowy magazyn. Nie polecam. No chyba, że wybieracie się całą rodziną i jedno z Was chce stać w kolejce, przeglądając w między czasie internet lub słuchając audiobooka, a drugie zabierze dzieci na inne atrakcje.
Czekając na autobus zabrakło nam czasu np. na ściankę wspinaczkową, która wydaje mi się dużo bardziej atrakcyjna.
Po targach pojechałyśmy do sklepu zoologicznego, który organizował warsztaty dla dzieci. Pracownik opowiadał o króliczkach, świnkach morskich, chomikach i innych gryzoniach, a dzieci mogły potrzymać zwierzaki i je nakarmić. Zara (ja zresztą też) zakochała się w czarnym króliczku. Gdyby nie fakt, że często jesteśmy poza domem, wrócił by z nami i dołączył do rodziny.
27 października - czwartek
Dzień zaczęłyśmy od zabaw z matematyką.
Przeczytałyśmy wiadomości o liczbach dwu- i trzycyfrowych z podręcznika. Zara wypełniła stronę z zadaniami.
Grałyśmy w "Ja mam... kto ma...?"
Grałyśmy w "3-gałkowe lody"
Wieczorem natomiast zagrałyśmy w "Uno Rummy"
O naszych matematycznych zabawach możecie dokładniej przeczytać TUTAJ.
W południe poszłyśmy na kolejne zajęcia do sklepu zoologicznego. Tematem dnia były gady. Osobiście byłam zachwycona możliwością potrzymania pytona i pogony. Moje dziecko nie podzielało niestety mojego zachwytu. Oba stwory dotknęło jedynie palcem. Gdy półgodzinne zajęcia dobiegły końca, Zara przekonała jednak Panią prowadzącą aby ta pokazała im jeszcze i opowiedziała im coś ciekawego o króliczkach. Pani zgodziła się i tym sposobem zajęcia przedłużyły się o kolejne 30 minut. Zara była zachwycona, że ponownie może pogłaskać czarnego króliczka, w którym zakochała się dzień wcześniej.
28 października - piątek
Cały dzień spędziłyśmy na targach narciarstwa i snowboardu. Bawiłyśmy się świetnie. Dla Zary były atrakcje zorganizowane przez jej ukochaną Kidzanie. Dla mnie stoiska ze sprzętem, a także stoiska reprezentujące wiele ciekawych ośrodków narciarstwa na całym świcie, była nawet egzotyczna dla nas niezmiernie Japonia. Dla nas obu łyżwy, dla Zary po raz pierwszy, dla mnie po raz pierwszy po co najmniej... powiedzmy wielu latach! Początkowo moje dziecko nie było zachwycone lodem, o ile narty i wrotki uwielbia, o tyle łyżwy na pierwszy rzut oka, a raczej ruch nogi - nie przypadły mojej córce do gustu. Było masę marudzenia, a nawet kilka łez, że to bez sensu, że nie wychodzi, że ona z pingwinem nie zamierza jeździć bo to dla małych dzieci jest (niektórzy dorośli jeździli). W końcu moja cierpliwość totalnie się wyczerpała. Oświadczyłam, że schodzę z lodu i kończę ten cyrk. Wtedy było jeszcze kilka łez i obietnica, że przestanie zrzędzić. Przestała. Przez chwile kombinowała z pingwinem, po czym stwierdziła, że chce spróbować ze mną za rękę. Tak więc ja trzymałam jedną ręką pingwina (nie dowierzając do końca moim przykrytym metrami kurzu umiejętnością), a Zara trzymała moją drugą rękę. Taka jazda zdecydowanie bardziej jej się podobała. Zachwycona jazdą może nie była, ale gdy skończył się nasz czas była zawiedziona, że to już koniec i prosiła o jeszcze. Pewnie jeszcze wrócimy, ale muszę po cichu przyznać, że o ile uwielbiam narty, o tyle łyżwy co najwyżej toleruje. Może zbyt długo tego nie robiłam, nie wiem.
Mimo, że do domu dotarłyśmy dopiero o 19, Zara prosiła abyśmy zrobiły eksperyment, który obiecałam jej dzień wcześniej. Postanowiłyśmy się więc dowiedzieć czegoś więcej o fiszbinowcach. Dokładniej pisałam o tym TUTAJ.
To był dla nas bardzo intensywny, ale i zarazem ciekawy tydzień. W Anglii dzieci miały wakacje szkolne przez co w całym Londynie działo się bardzo dużo interesujących rzeczy, nie udało nam się zrobić nawet połowy z tego na co miałyśmy ochotę. Kolejny tydzień zapowiada się dużo spokojniej.